Nie rób tego, czego robić nie musisz. I nie lubisz.
O co chodzi w robotyzacji procesów biznesowych? Właśnie o to, żeby człowiek nie musiał robić tego, czego robić nie musi i najczęściej nie lubi. Żmudne powtarzalne obowiązki są jak… tu proszę sobie samemu dodać najbardziej nielubiane czynności (Usuwanie mleczy z trawnika? Wklepywanie danych z paragonów do JPK?). Wyzwolenie człowieka przez automatyzację jest wielopłaszczyznowe. Softwarowy robot, którego pracę charakteryzuje minimalizacja błędów, uwalnia człowieka od dołujących stresów targających nim z powodu myśli o pomyłkach, które mógłby popełnić. I to tylko jeden z czynników, jakie decydują o tym, że RPA dodaje skrzydeł. Tak człowiekowi, jak i biznesowi.
Oczywiście także programiści poszukują możliwości uwolnienia się od nużących powtórzeń i automatyzacji swoich działań. Korpus Języka Polskiego jeszcze nie zdecydował o językowym uprawnieniu słowa reużywalność, a z powodu powszechności jego stosowania, czyli tak często przywoływanego przez językoznawców uzusu społecznego, powinien. Choć używa sobie tego słowa może i nieduże środowisko. Nie o słowo tu jednak idzie, ale o to, byśmy sobie reużywalności poużywali.
Reużywalność w środowisku programistów pojawiła się wraz z poszukiwaniem możliwości na ponowne wykorzystanie pieczołowicie napisanego kodu. I już sam łapię się na tym, że przymiotnik „ponowny” może się nieprecyzyjnie i przez to niewłaściwie kojarzyć, bo świadomość sugeruje wiązanie go z recyclingiem. Żadnych odzysków, tylko zysk z mądrego niej ednokrotnego wykorzystania, które przekłada się na oszczędność czasu (a to przecież pieniądz), zwiększenie efektywności i obniżkę kosztów utrzymania.
Ciążenie kodu
Nie ma reużywalność w programowaniu nic wspólnego z cudownością świętego Gralla ani dopingiem EPO. W dążeniu do reużywalności kodu można zapędzić się w kozi róg, jak niektórzy sportowcy z niedozwolonym wspomaganiem. Nie ma sensu trudzić się nad możliwościami ponownego wykorzystania kodu, jeśli funkcjonalnie nie będzie to potrzebne. Kiedy mój dziadek Władek sprzątał garaż, niejednokrotnie hamował się przed wyrzuceniem różnych rzeczy stwierdzeniem „To się psu da”, co miało oznaczać, że coś się przyda. Rzadko się przydawało i garaż puchł. Spuchnięty – obudowany komponentami implementującymi identyczne funkcjonalności lub zadania (często komponentami różnych klas i metod) – kod będzie nam ciążył, a zwrotu z zainwestowania weń wielu roboczogodzin możemy nigdy nie zobaczyć.
Tak przy okazji mi się skojarzyło, że dziadkowy garaż puchł, bo jego zasada „To się psu da” nie pozostawała w zgodzie z pochodzącą z programowania ekstremalnego regułą YAGNI (You Aren’t Gonna Need It), która każe ograniczać ryzyko tworzenia kodu, zanim będzie potrzebny. Dziadek Władek trochę rzeczy ekstremalnych w życiu zrobił, ale był też daleki od zaprogramowania.
Koledzy eksperci niejednokrotnie wznosili hasło, że reużywalność jest przereklamowana. Mogę się z nim rzecz jasna zgodzić, ale…, ale reużywalność szybko zyskała nowy wymiar, bo wspiera ją nowy sojusznik w postaci sztucznej inteligencji
Odciążenie człowieka i budżetu
Roboty mają obsługiwać coraz bardziej skomplikowane procesy. Na drodze do hiperautomatyzacji, nie tylko pożądanej, ale i śmiało prognozowanej (zwłaszcza w odniesieniu do czasu upowszechnienia) zalety reużywalności rosną, bo wspierają je ML oraz AI. Znakomitym przykładem jest tu platforma SAIO wyposażona w reużywalne moduły sztucznej inteligencji. Dzięki temu na platformie nie zachodzi potrzeba programowania, można bowiem jedynie przez wyklikanie stworzyć zaawansowane modele AI i wyposażyć w nie roboty. Rozwiązanie sprawdza się już między innymi w klasyfikatorach tekstu, obrazu czy detektorach anomalii w procesach.
Integracja sztucznie inteligentna
Przemysław Lewicki, product owner SAIO zauważa, że to aktualne potrzeby klientów świadomych automatyzacji wiążą się już nie tyle ze zbudowaniem samego modelu sztucznej inteligencji, ale z jego integracją z istniejącymi procesami. A tych przecież lawinowo przybywa. – SAIO dostarcza komponenty AI i jednocześnie, dzięki technologii Robotics, pozwala na ich łatwe wdrożenie w firmie i integrację z istniejącą infrastrukturą. W tradycyjnym podejściu jest to trudne, potrafi trwać miesiącami i kosztować ogromne pieniądze. Natomiast dzięki SAIO możliwy jest natychmiastowy upgrade, co oznacza natychmiastowy skok technologiczny w firmie – mówi Przemysław Lewicki.
Napisałem na początku, że chodzi o to byśmy sobie reużywalności poużywali. Dzięki wykorzystaniu sztucznej inteligencji te możliwości rosną. A skoro programiści mogą zaoszczędzić czas, to tym samym oszczędzają pieniądze klientów, którzy osiągają zysk z mądrego niejednokrotnego wykorzystania (który również wcześniej przywołałem). I dlatego z przyjemnością oferujemy takie rozwiązania jak SAIO, które inteligentnie przybliżają nas do hiperautomatyzacji.