Skip to content
Powrót

RPA nie zabierze Ci pracy…Może stać się Twoim przyjacielem!

Wyobraź sobie, że jesteś pilotem samolotu. Lecisz przy złej pogodzie, przez chmury gęste jak bita śmietana nie widzisz horyzontu. Do tego dochodzą turbulencje. Jeden śmiertelnie wystraszony pasażer żegna się ze światem, drugi – spanikowany do szaleństwa – krzyczy, że lecisz prosto w ziemię. A Ty? Nie masz autopilota. Musisz zaufać przyrządom – wysokościomierzowi, kompasowi i sztucznemu horyzontowi – podającym Ci aktualne namiary, dzięki którym możesz kontrolować sytuację oraz bezpiecznie kontynuować lot.

Teraz wyobraź sobie, że jesteś ekonomistą (już z powrotem na ziemi), a rozemocjonowany deweloper IT ostrzega Cię, że jego nowe oprogramowanie wyśle za chwilę wszystkich ludzi prosto w świat bez pracy. Z pewnością znasz kilka narzędzi statystycznych, które możesz wykorzystać, by zweryfikować, czy ta prognoza się sprawdzi. Gdyby automatyzacja faktycznie tak drastycznie przekształcała gospodarkę, dwie rzeczy byłyby prawdą: skumulowana produktywność wzrosłaby gwałtownie, a znalezienie pracy byłoby trudniejsze niż w przeszłości. Czy faktycznie trudniej teraz znaleźć pracę niż kilka lat temu?

Obawy społeczeństwa związane z robotami (pokazane m.in. w filmowej adaptacji książki Daniela H. Wilsona „Robopocalypse” jako wizja przyszłości, w której technika buntuje się przeciw człowiekowi) tworzą atmosferę, w której ludzie są bardzo podatni, aby wierzyć w najgorszy możliwy scenariusz.

Nawet dwaj oksfordzcy badacze Frey i Osborne, którzy w 2013 roku stworzyli model obliczający prawdopodobieństwo zastąpienia pracownika w danej branży, pisali w swoich szacunkach, że ramy czasowe ryzykownych miejsc pracy obejmują „jakąś nieokreśloną liczbę lat, być może dekadę lub dwie”. Takie zawody jak latarnik, czy telefonistka już dawno temu odeszły w niepamięć. Ale to wcale nie oznacza, że ludzie mający takie zawody przestali pracować. Zmiany, które przecież są nieodłącznym elementem naszego życia, powodują w takiej sytuacji przebranżowienie, wykorzystanie nowych możliwości, jakie daje nam globalny postęp.

Każda istota rozumna wie, że znikające miejsca pracy są zastępowane nowymi – powstałymi na skutek technologicznego rozwoju i rodzących się nowych potrzeb. To przynajmniej od czasu rewolucji przemysłowej nic nowego. I nic odkrywczego od czasu opisania przez Marksa i Engelsa procesu przechodzenia pracowników z rolnictwa do przemysłu.

Dostępne dane dotyczące produktywności ekonomicznej nie sugerują, że automatyzacja zmierza w stronę zwalniania pracowników. Rynek pracy nie wykazuje oznak rozpoczynającej się „Robopokalipsy”. Bezrobocie wyniosło w sierpniu 6,1%. Przewidywany przez wielu ekonomistów wzrost bezrobocia do końca 2020 roku spowodowany jest tym, że jeżeli gospodarka zostałaby ponownie zamrożona na jesień (tak jak to miało miejsce na wiosnę), to tym razem firmy, które nie posiadają żadnego zabezpieczenia finansowego upadną, a ludzie stracą pracę. W państwowej kasie brak dodatkowych (dodrukowanych?) pieniędzy na kolejne programy pomocowe dla przedsiębiorców. Ale nie patrzmy na schorowany rynek, ważniejsze jest spojrzenie z szerszej perspektywy: Postęp technologiczny przez ostatnich dziesięć lat był co najmniej znaczący, natomiast poziom bezrobocia zmniejszył się prawie o połowę.

No alt text provided for this image

Liczby w tabeli nie kłamią. Tak głębokiej zmiany nie można wytłumaczyć tylko czynnikami demograficznymi.

Ponieważ robotyzacja procesów przyciąga uwagę wielu przedsiębiorstw, pojawia się pytanie czy RPA zagraża pracy ludzkiej i czy staje się realną alternatywą dla ręcznej interwencji? Jak pamiętamy, w początkach rewolucji przemysłowej szerzył się luddyzm – ruch burzycieli maszyn, którego przedstawiciele niszczyli maszyny tkackie, bo te miały odbierać im pracę. I w zdecydowanie bliższych nam czasach pojawiał się neoluddyzm, ale mas pracujących nie porwał. Przyczyna jest tyleż oczywista, co i banalna: Wszyscy (z nic nieznaczącymi wyjątkami) są świadomi użyteczności i pomocnej roli komputera dla nich samych, osobiście.

Tak samo jednak odpowiemy na pytanie o ruch niszczycieli komputerów z fotela menadżera, gdy prześledzimy pochodzenie i ewolucję RPA. Koncepcja powstała jako jedna z wielu strategicznych inicjatyw wdrożonych przez przedsiębiorstwa w celu ułatwienia optymalnego wykorzystania zasobów. RPA została wprowadzona specjalnie i przede wszystkim po to, by zautomatyzować rutynowe i ustandaryzowane zadania; by uwolnić od monotonnych czynności pracowników, tak by mogli skupić się na bardziej wymagających, a podstawowych – nie „papierologicznych” –  celach biznesowych. U samego źródła RPA leżała potrzeba produktywności, efektywności i wykonywania czynności o charakterze wysoce transakcyjnym, przy jednoczesnym zapewnieniu korzyści finansowych.

Postrzeganie RPA z właściwej perspektywy oznacza zrozumienie roli, jaką robotyzacja może odegrać w pomaganiu przedsiębiorstwom w przygotowaniu się do strategicznej zmiany, a nie pozycjonowanie jej jako bezpośredniego zagrożenia dla pracowników. Ale to też wymaga odpowiedniej komunikacji z pracownikami, bo nie oszukujmy się, jakieś obawy zawsze są, choćby związane z koniecznością przekwalifikowania, czy zmiany zakresu obowiązków w firmie i trzeba te obawy rozwiewać.

 

P.S. Pracowników, którzy niszczą komputery przez ich nieprawidłową eksploatację (przegrzewają procesory, infekują serwery) nie należy traktować jako przedstawicieli neoluddyzmu.

 

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *